20 kwietnia 2024


(felieton)


Diabeł jest małpą Pana Boga. Wszystko przedstawia odwrotnie, mataczy, udaje – nie na darmo zwany jest ojcem kłamstwa. A że tego kłamstwa w dzisiejszym świecie zatrzęsienie, to znak, że diabeł rozpanoszył się paskudnie. Udawanie i przeinaczanie – te diabelsko-małpie sztuczki to przecież nieodłączne składniki naszego nowoczesnego, liberalnego, oświeconego życia.

Tomasz Gerard

Z ekranów, pierwszych stron gazet, z głośników radiowych wręcz zionie optymizmem – wzrost gospodarczy, rozwój, prezydencja, szacunek międzynarodowy, znakomite perspektywy, niemalże niemilknące hurra! Toż to nawet towarzysz Gierek ze swoją propagandą sukcesu wypadłby blado i mógłby się zawstydzić przy dzisiejszych heroldach pomyślności i rozkwitu. Zastanawiać może skąd oni biorą te wszystkie informacje, przecież wystarczy wyjść na ulicę, a jak ktoś jeszcze nie przekonany to może odwiedzić parę zakładów przemysłowych, albo porozmawiać z przedsiębiorcami (dla bardziej wnikliwych pozostaje przyjrzenie się zapisom i ustaleniom różnych spotkań dyplomatycznych). Wszystko jest zupełnie inaczej. Na odwrót.
Kiedyś chodziło się do cyrku, żeby zobaczyć małpę. Dzisiaj, w dobie chorobliwej troski o zwierzęta i pogardy dla człowieka, cyrki są jakby w niełasce, ale wystarczy włączyć telewizję i można oglądać do woli. To znaczy – nie żeby prawdziwe małpy tam pokazywali, ale pełno tam takich, co to udają poważnych, samodzielnie myślących, kompetentnych, doświadczonych, mądrych i to udawanie, małpowanie tak weszło im w krew, że sami już uwierzyli w swoje „przyczepione” na potrzeby spektaklu, przymioty. W cyrku, po występie takich różnych małp, zwłaszcza udanym, na arenie pojawiał się treser, kłaniał się, uśmiechał i zbierał zasłużone brawa. A dzisiaj – figa. Występy się odbywają, a treserzy się nie pokazują. Może nie całkiem są zadowoleni ze swoich podopiecznych, może boją się, żeby im się nie wyrwało „no i z kim ja tu muszę pracować?!” (chociaż trzeba przyznać, że mnóstwo ludzi nabiera się na te małpie figle), a może po prostu jeszcze rewia się nie skończyła.

cały artykuł dostępny jest w wydaniu 9 (48) Wrzesień 2011