25 kwietnia 2024


(felieton)

W jaki sposób ktoś staje się krytykiem sztuki? Czy odkrywa w sobie powołanie do obsmarowywania innych? Czy ma tak bogatą i wszechstronną wiedzę, że musi wytykać wszystkim na około jej brak? Czy też czuje się jak kreator rzeczywistości – bardziej jeszcze twórczy od samych twórców? Wszystko to być może. Są jednak jeszcze inne powody.

Tomasz Gerard

Piotr Chmielowski, słynny przeszło sto lat temu krytyk literacki, po ukazaniu się „Niewoli tatarskiej” Sienkiewicza (a przed Trylogią) bezwzględnie i z niewzruszoną pewnością orzekł, że „wrota powieści historycznej są dla Sienkiewicza zamknięte”. Czyżby taki wybitny autorytet swojej epoki nie potrafił rozeznać wielkiego talentu? Chmielowski twierdził, że ocena, którą krytyk wystawia powinna być zgodna z interesami społecznymi – można więc zakładać, że proza pana Henryka (której charakterystyczny rys w „Niewoli tatarskiej” był już widoczny) nie leżała w interesie społecznym, oczywiście według ówczesnych czynników decyzyjnych. Nieco więcej można wywnioskować czytając innego antagonistę Sienkiewicza, też oczywiście uznanego i poważanego krytyka – Stanisława Brzozowskiego. Ten bowiem wprost uważał, że twórczość Sienkiewicza ma niszczycielski wpływ na polskie myślenie. Taka na przykład Marynia Połaniecka – pisał Brzozowski – nie ma nawet pojęcia co to jest walka klas, nie mówiąc o freudyzmie i innych nowych kierunkach. Jak widać, taki krytyk, jeden z drugim, mieli to polskie myślenie pchnąć na inne tory. Freudyzm – jasne, i inne kierunki też, walka klas, płci, dziś prawie wszystko na tym się opiera, Brzozowski byłby zadowolony. Wygląda na to, że jak wówczas, tak i dziś rola krytyka jest taka sama. W dobie nieustannej walki o pokój, równość i demokrację krytyk ma ważne zadanie wyznaczone mu przez aktyw partyjno-państwowy i różne inne międzynarodówki. On ma kształtować nowe społeczeństwo na wzór i podobieństwo tego, co się w mózgach rewolucjonistów i reformatorów wylęgło.

 

cały artykuł dostępny jest w wydaniu 5 (128) maj 2018