18 kwietnia 2024


Z dr inż. Zbigniewem Czerwikiem pilotem, nestorem polskiego motolotniarstwa i honorowym prezesem Aeroklubu Łódzkiego rozmawia Ryszard Romanowski

– Kiedy zaczął pan latać na lotniach i motolotniach?
– Ten Niemiec, Alzheimer, który do mnie przyjeżdża, zakłóca mi pamięć i coraz to mniej pamiętam. W końcu mam tylko siedemnaście lat... do setki. Może w notatkach bym odnalazł datę pierwszego lotu. Zaczynałem latać w roku 1979 lub 80 na lotni zbudowanej według projektu Pawła Wierzbowskiego. Później na Z 80, skonstruowanej w Instytucie Lotnictwa.
– Podobno przez wiele lat latał pan konstrukcjami Jerzego Wolfa?
– Latałem na jego konstrukcji. Na jego skrzydle, na słynnej Zecie 80 B. Długo latałem na tej samej motolotni z silnikiem Trabanta i skrzydłem zaprojektowanym i wykonanym przez doc. dr Jurka Wolfa. Byłem na jedenastu kolejnych mistrzostwach Polski. Mówię to nie w sensie jakiegoś tam osiągnięcia na zawodach, ale w sensie wytrwałości. Moi koledzy po kilkanaście razy zmieniali sprzęt, a ja byłem wierny jednej konstrukcji. Trzeba powiedzieć, że była ona  dosyć prymitywna.

Jerzy Wolf
Jerzy Wolf

– Czy ta motolotnia przetrwała?
– Jeszcze ją mam. Teraz nawet telewizja chce zrobić taki reportaż i będę ją nie tyle reanimował, co restaurował, jako zabytek. Będę ją próbował odgrzebać zdając sobie sprawę, że już się do latania nie nadaje. Tyle, że jest w niej dusza. Mam wielki sentyment do tego sprzętu i latania na nim.
– Obok konstrukcji skrzydeł Jerzy Wolf zaprojektował kabinową motolotnię, którą steruje się jak samolotem, przy pomocy drążka. Czy zetknął się pan z tą konstrukcją?
– Motolotnia z drążkiem jak w samolocie to nie była tylko wizja. Był to projekt zrealizowany, bo Wolf latał na takiej konstrukcji – ZEM 94. Na tej motolotni sterowanej drążkiem przyleciał np. do Torunia na kurs instruktorski. Później robił większą konstrukcję, na której tragicznie zginął w Modlinie.
– Jest pan doświadczonym pilotem, konstruktorem i pionierem polskiego motolotniarstwa. Czy pana zdaniem konstrukcje Jerzego Wolfa mogły zawojować świat?  
– Kiepska sprawa, że takie dobre pomysły nie mają kontynuacji. Wolf nie miał nikogo młodszego, kto by z nim współpracował i mógł dalej rzecz pociągnąć. Teraz nasz kolega Artur Caban, inżynier architekt z Warszawy, który został instruktorem i był na kursie prowadzonym przeze mnie w Łodzi, zainteresował się tymi rzeczami. Napisał trzyodcinkowy materiał i zamierza dalej to kontynuować. Zostało bowiem trochę zdjęć i wspomnień, które posiada żona Jurka Wolfa.

 

cały artykuł dostępny jest w wydaniu 9 (84) wrzesień 2014