25 kwietnia 2024


O specyfice tworzenia, problemach współczesnego projektowania (na tle ostatnich dziesięcioleci) i umiejętnościach potrzebnych dzisiejszym konstruktorom,

z inżynierem Edwardem Margańskim, konstruktorem i wynalazcą, rozmawia Przemysław Zbierski

— Niełatwo być dzisiaj konstruktorem?
— Rzeczywiście w ciągu ostatnich dziesięcioleci zmieniło się wiele. Jestem z tego pokolenia, które kompletowało Młodego Technika, Horyzonty Techniki. Tam, co kilka numerów pojawiały się opisy dla majsterkowiczów: jak zrobić aparat fotograficzny, jak zrobić aparat filmowy, odbiornik radiowy itd. Rzeczywistość materialna była wtedy stosunkowo blisko człowieka. Niech pan dzisiaj powie komuś żeby zrobił aparat fotograficzny...
Po wojnie system oddzielił pewne sprawy od obywatela: samolot, a po części także i samochód to już nie była sprawa prywatna, tylko gospodarki narodowej.
O ile jeszcze przed wojną licealiści w Nowym Sączu czy Tarnowie budowali szybowiec szkolny, szli na górkę i z lin latali, to w moich czasach tego nie mogło być ze względów politycznych. Ale i wtedy jeszcze technika była dostępna, i „dotykalna” dla człowieka. Dzisiejsza technika, i to co nas otacza, odeszło od przeciętnego człowieka. Kiedyś mały zespół czy nawet pojedynczy ludzie mogli sobie projektować różne, także duże rzeczy, było to bardzo autorskie, a teraz – liczy się praca zespołowa.
Przez pewien czas w lotnictwie można było jeszcze być indywidualnym konstruktorem tworząc  szybowce, bo do skonstruowania szybowca jest ok. 2000 formatów, wtedy jeszcze robionych ręcznie i to mógł wykonać jeden człowiek. Procesy technologiczne były jasne, klarowne i powtarzające się.
Dzisiejszy wyrób jest składanką wielu mniejszych produktów, w związku z tym ginie trochę jego autorstwo. Dzisiaj jesteśmy przede wszystkim składaczami, jako konstruktorzy. Półprodukty są dziś często anonimowe i sprzedaje się je nawet od metra; ktoś inny to składa i powstają produkty masowe – dostępne dla wszystkich. Ale i produkty wysokiej klasy też są składankami wielu podzespołów, też najwyższej klasy. To jest zupełnie inny sposób myślenia niż tego majsterkowicza, który miał zrobić wszystko sam.

— Ale kiedyś tak samo najważniejszy był ten projekt całości, dopiero w późniejszym etapie rozdrabniano się na poszczególne elementy.
— Zgadza się, ale wielu zapomina dziś co jest celem, a co środkiem. Skupiają się na jakichś drobnych elementach, a nie ogarniają całości.
Moje pokolenie inżynierów, na zarzuty – dlaczego wy projektujecie słabe mikrobusy, takie np. Nysy – miało wymówkę, że robimy takie a nie inne, bo nie mamy silników, nie mamy kabli itd. Teraz nie ma już takiego alibi. Teraz bracie, nie projektuj pompki hamulcowej tylko ją kup.
Powtarzam wszystkim, którzy chcą konstruować, szczególnie hobbystycznie, a nie na zlecenie – zastanów się, co jest dla ciebie celem, a co środkiem.
Zbyt często nie osiągamy celu bo dekoncentrujemy się na środkach.

— Jak w życiu.
— Tak, jak w życiu.
— Oczywiście, to nie jest jedyny kłopot dzisiejszych konstruktorów.
Dzisiaj wymagania urzędnicze wobec nowych produktów są ogromne i rosną z roku na rok. Między innymi dlatego taka Cessna produkuje wciąż swoją nieśmiertelną 172-kę, najliczniej produkowany samolot na świecie. Bo ten model ma certyfikat FAA z lat 70-tych i to jest prawo nabyte. Ale gdyby ta sama firma chciała w tej samej kategorii dzisiaj certyfikować samolot, nawet ten sam, to w żadnym wypadku nie uzyskałby on tego certyfikatu: wymagania tak poszły w górę. Nakłady finansowe potrzebne do uzyskania tych wszystkich certyfikatów są dzisiaj tak ogromne, że są poza zasięgiem pojedynczego człowieka. Można tylko realizować się w konstrukcjach amatorskich albo eksperymentalnych – czyli hobbystycznie, ale nie w celach zarobkowych.

— A jakie szczególne umiejętności powinien posiadać, oprócz wiedzy fachowej, rzecz jasna, dzisiejszy inżynier konstruktor?
— Uważam, że inżynier powinien biegle, a nawet perfekcyjnie posługiwać się językiem ojczystym i językiem międzynarodowym. On musi umieć ten swój pomysł przekazać innym, przekonać innych do niego, bo sam w swoim warsztacie tego wszystkiego nie zrobi. On musi umieć stworzyć zespół. A więc pierwsza sprawa – coś wymyślić. Większość twórców uważa swoje dzieło za rzecz najlepszą. Dlaczego? Bo „to ja zrobiłem”. Dobrze, to teraz siądź z kolegą i opowiedz mu o swoim pomyśle, wytłumacz mu, na czym rzecz polega. I to będzie pierwsza weryfikacja. A następnie – napisz na ten temat. Spróbuj opisać swoją koncepcję, żeby kogoś to zainteresowało, żeby on ci dał 10 milionów na twoje badania. Wtedy, po odsianiu ziarna od plew, przez sito pytań i wątpliwości tych, którym się to będzie przedstawiać – wtedy, gdy pozostaną same konkrety, to się poświęć realizacji tego pomysłu, ale nie wcześniej, przed tą podwójną weryfikacją. I nie rób tego sam, bo nigdy tego sam nie zrobisz, musisz mieć otoczenie, zaplecze – mniejsze, większe – z ludzi, których do swojego pomysłu przekonasz.
W roku 1970, wraz z wprowadzeniem poprawki do Konstytucji mówiącej o miłości do Związku Radzieckiego, pojawiło się pięć przykazań polskiego intelektualisty:
Nie myśl
Jak myślisz, to nie mów
Jak mówisz, to nie pisz
Jak piszesz to się nie podpisuj
Jak już podpisałeś, to się nie dziw.
i te pięć przykazań – oczywiście w całkowicie odwrotnym znaczeniu – ja bym dzisiaj każdemu twórcy na ścianie kazał przywiesić. Czyli: pomyśl – opowiedz – opisz i dopiero wtedy się bierz do realizacji.

— A niedługo będziesz się dziwił z efektów.
— Efekty będą na pewno zweryfikowane, może będą świetne, ale być może zostaniesz sprowadzony na właściwe tory. I okaże się czy ty masz rzeczywiście dobry pomysł czy tylko dobre chęci. Na pewno więc inżynier, twórca, wynalazca powinien być najprawdziwszym humanistą.

E.-Marganski-1




— Politechniki to miejsca gdzie umysły powinno się formować w odpowiedni sposób tj. wyposażać  w to wszystko, co jest niezbędne dla przyszłego twórcy. Tak być powinno...

— W latach 30-tych zanim ktoś został profesorem na politechnice to miał za sobą kawał życia w przemyśle, byli to więc ludzie o autentycznym autorytecie i o autentycznych osiągnięciach zawodowych. Po wojnie, już od mniej więcej drugiej połowy lat 50-tych, nie było dobrze widziane, żeby profesor pochodził z przemysłu.
Student jest tylko 4-5 lat na studiach i ma przed sobą jeszcze ze 40 lat pracy zawodowej, więc albo się czegoś sam nauczy, sam czegoś dokona, albo nie.
Przed wojną jedną z najlepszych polskich konstrukcji był PZL Łoś. W zespole konstrukcyjnym, jak pamiętam, było chyba 15 konstruktorów, z których prawie połowa nie miała dyplomów inżynierskich.

— Dyplom nie jest więc niezbędny aby być dobrym konstruktorem.
— Dyplom nie jest niezbędny, z pewnością. Tematem jednego z moich wykładów jest pytanie „Czy inżynier konstruktor samolotów może być dobrym konstruktorem czołgów (i odwrotnie)?” Oczywiście, że tak. Dzisiaj inżynierowie lubią się grupować – my jesteśmy lotnicy, a my samochodziarze. Nie, jeżeli jesteś dobrym inżynierem to potrafisz zrobić i to i to. Bo zasady są takie same.

— Pan też projektował i łodzie, i dla motoryzacji.
— Tak, jakiś tam samochodzik projektowałem. Ale chcę jeszcze raz podkreślić – zasady są takie same.

—Dzisiaj jednak ludziom najczęściej nic się nie chce.
—To powszechna dolegliwość. Większość zadowala się wynajdywaniem przeciwności: „co ja bym nie zrobił, gdyby...”. I wynajdują usprawiedliwienia, dlaczego czegoś nie zrobili. Niektórzy stają się specjalistami w dziedzinie: dlaczego czegoś nie można zrobić.
Przyjmuje pan ludzi do pracy, chce pan im coś dać do zrobienia, chce awansować, zrobić jednego czy drugiego kierownikiem, dyrektorem... Wie pan jak naprawdę trudno znaleźć takich, którzy by chcieli i potrafili, którzy mają te predyspozycje? Rządzenie to nie jest gabinet, sekretarka itd. Komuna uczyniła wielkie spustoszenie w naszym społeczeństwie, m.in. przez to, że zdjęła z nas odpowiedzialność. 
W latach 30-tych jak ktoś zdał maturę to on automatycznie wchodził do następnej klasy społecznej, był kimś, a jak został inżynierem, to był jeszcze wyżej. Bo żeby zostać inżynierem potrzeba było kiedyś olbrzymiego wysiłku intelektualnego, materialnego itd. Dostawał się ten przedwojenny inżynier do jakiejś elitarnej organizacji inżynierów, jaką wówczas był SIMP i to wymuszało już na nim pewną postawę, w myśl zasady – szlachectwo zobowiązuje. A teraz...? Teraz nie ma tego szlachectwa.

— A co warto byłoby zrobić, żeby tę sytuację poprawić?
— Trzeba starać się trafić do dzieci i młodzieży, zainteresować ich, pokazać. Dajmy się pobawić programami CADowskimi 10-latkom, bo trzeba, żeby wcześnie zaczynali. Pieniądze na pracownie komputerowe są, to dajmy do tych komputerów te programy CAD, a nie tylko gry. A więc rozszerzyć tę informatykę o jakieś podstawy konstrukcji, to, co będzie mogło się przydać później  zawodowo. Dopiero wtedy coś może się zmienić.
— Dziękuję bardzo za rozmowę.