18 kwietnia 2024



Ścięte zboże transportowane było podajnikiem łańcuchowym (nr 6) prosto pod bęben młocarni, a ściślej mówiąc pomiędzy bęben a tzw. klepisko, czyli coś w rodzaju przylgni z nim współpracującej. Tam następowało młócenie. Obracający się bęben zgniatając kłosy powodował oddzielenie ziaren, które wypadały przez sitowe dno klepiska prosto na tak zwany „podsiewacz” (przesuwacz schodkowy nr 15), czyli wyprofilowaną w kształcie ściętych jednokierunkowo zębów powierzchnię, która dzięki szybkim ruchom posuwisto-zwrotnym przenosiła ziarno wraz z resztkami słomy i plewami na sita. Tam, na skutek posuwisto-zwrotnych ruchów, jakie wykonywały sita, oraz nawiewu powietrza od dołu, następowało oddzielenie plew i resztek słomy od ziarna, które opadało przez oka w sitach na sam dół, gdzie po spadzistych powierzchniach kierowane było do kanału z podajnikiem ślimakowym (nr 19). Stamtąd, podajnikiem taśmowym (nr 28), ziarno trafiało do dystrybutora workownicy lub – w późniejszych rozwiązaniach Vistuli – do zbiornika zboża umieszczonego na górze, tuż za silnikiem. Niewymłócone kłosy, zatrzymane na sitach, opadały grawitacyjnie (sita umieszczone były pod lekkim skosem ku tyłowi) do kanału podajnika ślimakowego (nr 20) skąd podajnikiem taśmowym trafiały z powrotem do młocarni. Zespół wytrząsaczy (nr 22) miał za zadanie transportować słomę ku tyłowi kombajnu dzięki ruchom (nazwijmy je „robaczkowym”) wywołanym podparciem na przeciwbieżnych mimośrodach. Przy okazji wytrząsając pozostałe, niewymłócone ziarna, które opadały wprost na sita.
Jak widać z konstrukcji parametry młócenia należało dobierać bardzo precyzyjnie w zależności od rodzaju zboża, jego wilgotności, zachwaszczenia itp. Zbyt duża prędkość bębna często powodowała kruszenie ziaren, zaś zbyt silny nawiew – wydmuchiwanie zboża wraz z plewami. Kiedy nawiew był zbyt słaby nie zapewniał oddzielenia plew od ziaren. Równie ważny był dobór prędkości kombajnu podczas pracy. Producent określał przepustowość kombajnu na poziomie 2 kg masy na sekundę. Kiedy zboże było gęste a szybkość zbyt duża często dochodziło do „zabicia” kombajnu słomą lub spadku sprawności młócenia, objawiającego się sporym odsetkiem niewymłóconych ziaren pozostających w kłosach słomy. Przy wysokim zbożu kombajnista mógł zmniejszyć ilość masy ściętego zboża bez zmniejszania prędkości jazdy, poprzez uniesienie hederu (części tnącej) i ścinanie zboża nieco wyżej – bez uszczerbku dla sprawności młocarni. Te wszystkie tajniki każdy doświadczony kombajnista miał w małym palcu.
Warto przy tym wspomnieć o warunkach pracy kombajnisty w tamtych czasach.
Nie sprowadzała się ona bynajmniej do nudnej jazdy po polu i podziwiania widoków. Była to ciągła kontrola parametrów młócenia, prędkości jazdy, siły nawiewu, wysokości ciecia, czystości ziaren w zbiorniku (przez specjalne okrągłe wzierniki należało kontrolować czystość sit i w razie konieczności je oczyścić). Trzeba było również pilnie kontrolować temperaturę cieczy chłodzącej silnik, której chłodnica umieszczona była tuż przy siedzeniu kombajnisty i w przypadku zagotowania cieczy groziła poparzeniem. Chłodnica chroniona była przed pyłem mogącym zatkać kanaliki powietrzne specjalnym ekranem (siatką), który również należało regularnie oczyszczać by nie przegrzać silnika. Należało również baczyć na ilości paliwa, ciśnienie i stan oleju w silniku itp. A wszystko to w potwornie gryzącym kurzu, upale, prażącym słońcu, pyle i hałasie. Pod koniec dnia pracy kombajnista wyglądał jak rdzenny mieszkaniec Afryki. Błyszczały mu jedynie oczy. Nie była to łatwa praca, a już na pewno nie dla alergika.
Do obowiązków kombajnisty należało również zatroszczenie się o niezbędne części zamienne oraz o codzienną obsługę, polegającą na kontroli luzu napędów łańcuchowych, kontroli naciągu pasków klinowych oraz ich stanu technicznego, nasmarowaniu pokaźnej liczby elementów, jak osie kół łańcuchowych i pasowych specjalną smarownicą. To wszystko trzeba było zrobić zaraz po zakończeniu dnia pracy, aby kombajn mógł niezawodnie pracować już następnego dnia rano. W praktyce wszystkie czynności obsługowe odbywały się zwykle już po zmroku. W czasie żniw nikt nie zazdrościł kombajnistom.
Ale wracajmy już do tematu. Po czterech latach produkcji bez większych zmian kombajn nie przystawał już do standardów polskiego rolnictwa. Podjęto wiec decyzje o skonstruowaniu zupełnie nowego kombajnu, bazującego jedynie ideowo na produkowanym dotychczas ZMS-4.

KZB-3A-Vistula
KZB-3A Vistula z workownicą. Do jej obsługi służył tylny podest, za kombajnistą