19 kwietnia 2024


Stanisław Lisowski jest wielokrotnym mistrzem w rajdach samochodów terenowych. Wielu twierdzi, że to właśnie on w latach osiemdziesiątych wymyślił formułę tych rajdów. Niewielu zdaje sobie sprawę, że wiele lat wcześniej związany był m.in. z Junakiem i peerelowskimi centralami handlu zagranicznego.

Ryszard Romanowski

W przedwojennym Wilnie, w którym urodził się w roku 1929, mógł tylko z daleka oglądać samochody i motocykle. Bardzo szybko nadeszła wojna, a potem los tułacza szukającego domu gdzieś daleko na Zachodzie. Nie było czasu i warunków na to aby zgłębiać zawiłości mechaniki na wyższych uczelniach. Trzeba było jakoś się urządzić w zupełnie nowym otoczeniu.
Niespokojny duch i marzenia o motoryzacji przywiodły go do porzuconego gdzieś w szopie motocykla Diamant 500. Maszyna szybko została doprowadzona do stanu używalności, a jej kierowca i właściciel wstąpił do klubu motorowego Unia, który niebawem zmienił nazwę na ZKS Stal. Wiekowy niemiecki motocykl nie pozwalał na sportowe sukcesy. Na szczęście nadarzyła się nowa okazja. Znalazły się mocno zdezelowane Harleye porzucone przez Armię Czerwoną. Z kupy złomu powstał jeden sprawny motocykl. Czerwony Harley-Davidson Lisowskiego miał stać się sławny. Zawodnik Stali zaczął od zwycięstw w ówczesnych mistrzostwach okręgu aby bardzo szybko dotrzeć do wysokich miejsc w mistrzostwach Polski. W tzw. międzyczasie ciężko pracował w pegeerze, miał zatargi z ówczesnym prawem aż w końcu trafił pod skrzydła Gorzowskich Zakładów Mechanicznych. Sport i praca związana z ciągnikami sprawiły, że stawał się coraz lepszym mechanikiem i zajmował coraz wyższe miejsca w rajdach i motocrossach. Często stawał na podium obok mistrzów znanych jeszcze przed wojną. Podczas jednych z zawodów w Poznaniu wytopił mu się tłok. Dojechał na jednym cylindrze, ale o dobrym miejscu nie było mowy.
– Po wyścigu zawołał mnie Jerzy Mieloch i spytał czemu tak słabo. Wytopił się tłok – odparłem. W Harleyu! To niemożliwe. Pokaż świecę! Odkręciłem świecę i zaniosłem pokazać mistrzowi. Wziął ją do ręki, spojrzał i pokiwał głową. Po chwili wyciągnął swoją świecę zapłonową. Popatrz – powiedział – zapamiętaj na cale życie jak ma wyglądać świeca. Ta lekcja wielokrotnie mi się w życiu przydawała – wspomina osiemdziesięciopięcioletni dziś pan Stanisław.

stanislaw-lisowski-mazur

Niebawem powstał Junak i rozpoczęto prace nad jego wersjami sportowymi. Po jednym ze szczecińskich motocrossów na torze nieopodal ówczesnej fabryki motocykli SFM zaproponowano młodemu zawodnikowi Stali przejażdżkę nowym polskim czterosuwem po torze. Junak spodobał się panu Stanisławowi i niebawem seryjna maszyna tej marki trafiła do gorzowskiego klubu. Została odchudzona o niemal 40 kg, a jej silnik wzmocniono wykorzystując wiedzę mechaników drużyny żużlowej. Rozpoczęła się złota passa zwycięstw i rywalizacja z Franciszkiem Stachiewiczem, kierowcą który m.in. jest motocyklowym rekordzistą Polski w szybkości bezwzględnej.

 

cały artykuł dostępny jest w wydaniu 7/8 (82/83) lipiec/sierpień 2014