25 kwietnia 2024


(felieton)

Widząc nędzę współczesnej polskiej szkoły i jej niemoc w wypełnianiu pożytecznych społecznie zadań rodzice czują się bezradni, bezsilni, ubezwłasnowolnieni i upokorzeni. Patrzeć na to jak tzw. placówki oświatowe wykoślawiają charaktery dzieci, jak deformują sumienia, jak urabiają według swoich zamierzeń, dla niejednego taty czy mamy to źródło zgryzot i niekończących się dywagacji: co robić?

Tomasz Gerard

Szkoła dzisiejsza nie potrafi nawet przekazywać prostej wiedzy w uporządkowany sposób. Oczywiście, o kształtowaniu moralnych postaw, budowaniu charakterów czy jakimkolwiek wychowywaniu mowy nie ma. Nieliczne wyjątki – w postaci mądrych i pełnych poświęcenia nauczycieli – tylko potwierdzają tę regułę.
Jakiej szkoły troskliwy rodzic pragnie dla swoich dzieci?
Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że większość chciałaby szkoły tzw. przyjaznej, gdzie dziecko będzie traktowane jak człowiek, a nie jak element systemu (numer, czy jak tam inaczej). Do tego – żeby wartości przekazywane w szkole były takie same jak w domu; żeby szkoła wspierała rodziców w wychowaniu dziecka (co przecież każda chyba szkoła ma wypisane w swoich statutach); żeby dziecko miało tam odpowiednie towarzystwo, żeby nie było patologii, wulgarności, narkotyków, przemocy, pornografii, alkoholu, demoralizacji; żeby uczono skutecznie i efektywnie, i nie marnowano czasu na „okienka”, drugie i trzecie zmiany, nieefektywne zastępstwa i eksperymenty pedagogiczne; żeby szkoła była blisko i nie wymagała uciążliwych dojazdów; żeby tornistry nie były za ciężkie, żeby posiłki były zdrowe, świeże i smaczne; żeby pomiędzy lekcjami umożliwiać dziecku odpoczynek bez nadmiernego hałasu itd., itp. Każdy mógłby jeszcze pewnie dorzucić niejedno od siebie. Wszystko to, co przecież jak wiemy jest niemożliwym do wypełnienia przez współczesne szkoły zestawem „pobożnych życzeń”, możemy zrealizować w 100% nie posyłając dzieci do żadnej szkoły i ucząc je we własnym domu – czyli „realizując obowiązek szkolny poza szkołą”, co się określa mianem nauczania domowego, homescho­olingu itp. i jest w Polsce – dzięki Bogu – legalne.
Jak to? Uczyć swoje dzieci w domu? A czyż nie robisz tego – droga Mamo, drogi Tato – każdego tygodnia, a może nawet każdego dnia, po szkole, wieczorem, w weekendy? A to aby nadgonić program, a to żeby poprawić gorszy stopień, a to żeby dziecko coś zrozumiało, a to wreszcie, żeby przekazać coś, czego w szkole dziecko się nie dowie.

 

cały artykuł dostępny jest w wydaniu 1/2 (88/89) styczeń-luty 2015