4 października 2024
Konstrukcje Inzynierski adsk day 2024 850 x 175 px 1


Obecnie, gdy polskie stocznie jachtowe stają się jeżeli nie światową, to co najmniej europejską potęgą, niewielu amatorów bierze się za samodzielną budowę jachtów. Niektórzy wręcz z zażenowaniem wypowiadają się o jednostkach o długości poniżej 5 m. Za to często mówią o komforcie, zarówno w kabinach, jak i przy obsłudze jednostki. Z uwagi na wysokie koszty posiadania jachtu ograniczają się do krótkotrwałych rejsów czarterowych, podczas gdy małą jednostką można zawsze, kiedy przyjdzie ochota, wyruszyć na wodę.

Ryszard Romanowski

Koszty zakupu i utrzymania jachtu są rzeczywiście poważne. Szacuje się, że ponad siedmiometrowa, dobrze wyposażona jednostka, pochłonie przez sezon co najmniej 15 tys. zł. Dobrym rozwiązaniem jest niewielka łódka, która bez problemów mieści się w przyczepce samochodowej, a nawet na bagażniku dachowym. Takie niewielkie i tanie jednostki budzą coraz większe zainteresowanie.
Historia zdaje się zataczać koło, a polscy konstruktorzy ciągle są mistrzami w projektowaniu i budowie małych jachtów.

Mini 230 Bornholm

U schyłku lat sześćdziesiątych przepisy dotyczące stopni żeglarskich zaczęły się zmieniać i liberalizować. Najniższy stopień żeglarza jachtowego uprawniać zaczął do samodzielnego prowadzenia jachtów o powierzchni żagli 5, a następnie 7 m2. Takimi jachtami można było pływać bez uprawnień, a żeglarz mógł panować nad żaglami o powierzchni 15 m2. Jeżeli ktoś mieszkał nad jakimkolwiek większym akwenem lub posiadał pojazd zdolny do transportu małej łódki, mógł względnie tanim kosztem zbudować niewielką jednostkę. Wybór był duży. Wystarczyło zakupić plany, aby wziąć się za budowę np. Mini. Łódkę tę zaprojektował Norbert Patalas. Miała 2,85 m długości, 1,85 m szerokości i mogła być używana jako łódź wiosłowa lub z ożaglowaniem bermudzkim lub lugrowym. Teoretycznie mogły żeglować na niej trzy osoby.
Niżej podpisany, ze względu na dobre opinie użytkowników i wygląd, wybrał Myszkę Super, o długości aż 3,1 m. konstrukcji Mieczysława Plucińskiego. Co prawda marzył raczej o puncie P51 tego samego konstruktora, ale zasoby finansowe ucznia szkoły średniej nakazywały zapomnieć o takich ekstrawagancjach. Pięknie „chodzący w ślizgu” kabinowy punt zbudowany przez zamożniejszego kolegę był idealnym wakacyjnym domem dla dwuosobowej załogi klubowego Pirata. Należało go tylko udostępniać właścicielowi w weekendy.

 

cały artykuł dostępny jest w wydaniu 12 (135) grudzień 2018