(felieton)
Polski Instytut Badań Edukacyjnych, na podstawie przeprowadzonych ankiet podaje, że 80% rodziców oczekuje dziś od szkoły, że będzie przede wszystkim bezpieczna, a tylko 25% uważa, że ważny jest poziom nauczania.
Tomasz Gerard
Po co więc posyłać dzieci do szkół, skoro nie o naukę tu chodzi? Dzisiejsza szkoła bezpieczna też nie jest – w pierwszym kwartale tego roku w polskich gimnazjach i podstawówkach popełniono 11500 przestępstw. Skoro więc szkoła słabo uczy, nie potrafi przy tym zapewnić bezpieczeństwa dzieciom, to może ma inne zalety, jakieś ważne zadania do spełnienia, z którymi radzi sobie świetnie? W szkołach dzieciom świetnie wbija się w głowy nieziszczalne pragnienia. W dobie demokracji niby wszystko jest możliwe, a przynajmniej takie ma sprawiać wrażenie – oto chłopiec kończy podstawówkę i już rwie się do prezydentury. A co to, gorszy on jaki od tych współczesnych prezydentów? Niby nic złego w tym nie ma, pewnie i on by sobie z tymi ogromnymi obowiązkami, jakie nakłada pełnienie różnych niesłychanie odpowiedzialnych stanowisk poradził, nauczyłby się kogo uścisnąć, kogo zlekceważyć, komu udzielić wywiadu itp. arkanów współczesnej dyplomacji, ale nie w tym rzecz. Chodzi raczej o to, że zamiast uczyć – jak kiedyś – prawdy, piękna i jak się doskonalić, robi się z młodych ludzi pustych ambicjonerów i – co z tym silnie związane – sfrustrowanych kontestatorów.
Nie jest więc ważne, żeby dobrze rozpoznać swoje powołanie, czy dobrze wykonywać obowiązki, tylko raczej na odwrót: za wszelką cenę im się przeciwstawić. Dziś w ludzi wmawia się niezadowolenie ze swego losu, nieodpartą chęć bycia kimś innym, a nawet sprzeciwiania się naturze. Matki nie chcą być matkami swoim dzieciom, tylko najemnymi pracownicami, wszystko jedno u kogo. Mężczyźni nie chcą być dojrzałymi mężczyznami tylko dziećmi bawiącymi się przez całe życie. Syna właściciela warsztatu guzik obchodzi praca ojca (chyba, że potrzebuje „kasy na wypad z kumplami”) – on wie, że jego przyszłość będzie świetlana, a nie jakaś tam babranina w smarach, trybach i innych mechanizmach. On zostanie co najmniej prezenterem pogody w lokalnej telewizji albo jakimś innym ministrem.
Ale co się dziwić? Na lekcjach w szkole uczeń może się dowiedzieć, że jest nierozumiany w domu, że rodzice to nie są najlepsze osoby, które mogłyby go wysłuchać w razie problemów (które każdy MUSI mieć!) – od tego są profesjonalni urzędnicy, przyjacielscy i kompetentni.
cały artykuł dostępny jest w wydaniu 6 (57) czerwiec 2012