(felieton)
Co raz to docierają do nas rozmaite wieści z oświeconego i nowoczesnego świata o dalszych postępach rewolucji, tzn. według dzisiejszych standardów żadnej rewolucji, tylko postępu – czyli postępach postępu, który naturalnie postępuje.
Tomasz Gerard
Oto na przykład w Australii aresztowano urzędnika publicznego za to, że pozostawił na pół godziny 9-letniego syna samego w domu, grającego w gry wideo. Temu urzędnikowi grozi kara trzech lat więzienia. W innym przypadku prokurator groził rodzicom, którzy zostawili dzieci na dziesięć minut w samochodzie na czas zakupów w sklepie. Jeszcze innym rodzicom grozi się za pozwalanie dzieciom na samodzielne przychodzenie do szkoły. U nas zaś program ministerstwa edukacji pod nazwą „Bezpieczna i przyjazna szkoła” okazał się klapą. Zamiast zredukować liczbę przestępstw dokonywanych przez uczniów, doprowadził do wzrostu działań niezgodnych z prawem. W 2007 r. policyjne statystyki odnotowały ok. 17 tys. przestępstw w szkołach, a w 2011 r. – 28 tys., w tym 27,8 tys. o charakterze kryminalnym. Przyrost lawinowy.
Z jednej więc strony widać udawaną troskę o dzieci, a z drugiej – zorganizowane działania, które prowadzą do ich deprawacji, demoralizacji i degeneracji, którym to działaniom dla niepoznaki nadaje się różne sympatycznie brzmiące nazwy, z cyklu: przyjazny, bezpieczny albo troskliwy. Szatańska przewrotność. No, ale to znamy już przecież z innych frontów działania naszych „dobrodziejów”, a to w zakresie przeciwdziałania bezrobociu, przestępczości, czy też korupcji w urzędach. Wszędzie tam, gdzie coraz większa skala działania, coraz większa ilość zaangażowanych osób i środków – tam też coraz bardziej postępująca patologia i zwyrodnienie.
Ale w jednym na pewno dzisiejsi światowi władycy wykazują skuteczność. W rozwalaniu rzeczy dobrych i pożytecznych, w niszczeniu więzi międzyludzkich i rodzinnych, w psuciu obyczajów.
I chociaż robiono nam kiedyś nadzieję, że „Bój to jest nasz ostatni, krwawy skończy się trud, gdy związek nasz bratni ogarnie ludzki ród”, to nadal powstają nowe ogniska zapalne, gdzie trzeba się „bić”, choć przecież widać, że ten związek ich bratni już ogarnął ludzki ród w bardzo dużej części. Jego różne centrale w różnych miejscach świata mogą być inne pod wieloma względami, jednak wszystkie mają jeden znak rozpoznawczy, właściwy dla całego ruchu. To nienawiść krzyża.
cały artykuł dostępny jest w wydaniu 12 (63) Grudzień 2012