(felieton)
Jak podają ZUS i Urząd Skarbowy na Dolnym Śląsku w ub. roku odnotowano trzy tysiące donosów na sąsiadów i współpracowników. Wychodzi po około dziesięć dziennie. Tylko na tym polu – dziesięć codziennych przejawów bezinteresownej zawiści, zazdrości i niechęci. Bezinteresownej, bo jak mówią znawcy tematu, zawiść to jedyny grzech, który nie daje żadnej przyjemności.
Tomasz Gerard
W takiej np. Anglii, która zawsze starała się nadawać ton i przewodzić innym krajom, doskonale o tym wiedzą, więc za takie „obywatelskie” donosy tam się płaci. Przynajmniej tak ma być na uniwersytecie w Sheffield. Premiowane będą donosy na tzw. mikroagresję. Donosiciele mają szpiegować przez dziewięć godzin tygodniowo. Za każdą godzinę szpiegowania i donoszenia na kolegów mają dostawać 9,34 funta. Każdy chcący zostać donosicielem będzie musiał wcześniej przejść odpowiednie przeszkolenie nt. politycznej poprawności, prawidłowej komunikacji i czego tam jeszcze. Będzie się mógł tam dowiedzieć, że pytania typu „skąd naprawdę jesteś” albo zwroty „twój angielski jest taki dobry” to właśnie taka mikroagresja i że trzeba o tym donieść. Po takich szkoleniach zwykłe uniwersyteckie przedmioty muszą wydawać się jakieś takie abstrakcyjne, oderwane od rzeczywistości, nieżyciowe, więc – według najmodniejszych teorii – niepotrzebne.
Toteż jeden z najbardziej renomowanych uniwersytetów na świecie – Yale w Stanach Zjednoczonych (też jednej z przodujących sił w walce o nowy wspaniały świat), usunął już z programu studiów wykład „Wprowadzenie do historii sztuki: od renesansu do współczesności”. Jest to odpowiedź na niezadowolenie wielu studentów, według których wykład miał idealizować zachodnią sztukę, będącą produktem „w przeważającej mierze białej, heteroseksualnej, europejskiej, męskiej grupy artystów”. Zajęcia z historii sztuki zostaną zastąpione innymi, gdzie będzie się kłaść nacisk na związek europejskiej sztuki z tradycjami z całego świata, brać pod uwagę powiązanie sztuki z kwestią płci, klasy społecznej i ras. Nie zabraknie również nawiązań do globalnego ocieplenia i zmian klimatu.
cały artykuł dostępny jest w wydaniu 1/2 (148/149) Styczeń/luty 2020
Nie wdając się w dyskusję na temat przyszłości samochodu łatwo można zauważyć, że tłokowe silniki spalinowe nadal mają przed sobą wielką przyszłość. Z roku na rok następuje ich rozwój. Wystarczy porównać wzrost mocy uzyskiwanej z 1 l pojemności silników współczesnych i tych produkowanych jeszcze dwie lub trzy dekady temu.
Ryszard Romanowski
Następują ogromne zmiany w systemach zasilania, sterowania rozrządem itp. Układ tłokowo-korbowy pozornie się nie zmienił. Działa tak jak przed stuleciem. Tymczasem seryjne silniki, często budowane zgodnie z modą na tzw. downsizing, osiągają pojemnościowe wskaźniki mocy jeszcze niedawno nieosiągalne dla silników wyczynowych, a przy tym muszą sprostać coraz bardziej wyśrubowywanym normom emisji spalin.
Stalowy tłok Kolbenschmidt
Trwałość nowych jednostek na ogół jest zupełnie nieporównywalna z tą sprzed lat. Kilkuset tysięczne przebiegi stały się normą, a jeszcze niedawno wyczynowe silniki o podobnych parametrach, które przekroczyły magiczną niegdyś granicę 100 KM z 1 l pojemności, zdolne były pokonać jedynie kilka tysięcy kilometrów. Podobnie jak przed laty, newralgicznym mechanizmem jest układ korbowy, a przede wszystkim tłok – narażony na wysokie i nierównomiernie rozłożone temperatury, tarcie i związane z tym wszystkim odkształcenia. Występuje wiele teoretycznych opracowań konstrukcji tego elementu, ale w skrócie wymagania dotyczące tłoka najlepiej chyba określa tzw. cieplny wskaźnik szybkoobrotowości:
nt = n x √Ne1
gdzie: Ne1 to moc jednego cylindra w KW, uwzględniającego zarówno prędkość obrotową, jak i moc. Małe motocyklowe silniki wyczynowe zawsze miały ten wskaźnik najwyższy. W dawnej klasie 50 ccm, gdzie z tak malej pojemności uzyskiwano około 25 KM, wartość współczynnika przekraczała 5,5 x 104 , podczas gdy przeciętne silniki seryjne osiągają wartość rzadko przekraczającą 2 x 104.
cały artykuł dostępny jest w wydaniu 1/2 (148/149) Styczeń/luty 2020
(komentarz gospodarczy)
By uderzyć w produkującą klocki polską firmę COBI, firma LEGO wytaczała jej procesy sądowe na wielu rynkach, próbowała usunąć ją za pomocą kruczków prawnych czy niezgodnej z unijnym prawem rejestracji znaków towarowych.
Tomasz Cukiernik
Fundacja Pomyśl o Przyszłości podaje przykłady nieuczciwej walki duńskich spółek z różnych branż z polską konkurencją. Koncern Novo Nordisk uwikłał w kosztowny spór patentowy głównego dystrybutora polskiej firmy Copernicus, która jest jednym z kilku na świecie producentów wstrzykiwaczy do insuliny. Z kolei duńska firma VELUX, monopolista na rynku okien dachowych, stosuje wobec polskiego producenta FAKRO cały szereg zabronionych praktyk, takich jak rabaty inwestycyjne, zawieranie umów na wyłączność czy tworzenie czarnego PR-u. FAKRO walczy już od kilkunastu lat. Jak na razie w tej sprawie Komisja Europejska umywa ręce.
Nie lepiej z uczciwością w biznesie jest w sąsiedniej Szwecji. Tomasz Postół miał firmę, która zajmowała się w Skandynawii sadzeniem drzewek. Po kilku sezonach dobrej współpracy z branżą leśną zaczęły się problemy. Przestano akceptować faktury, twierdząc, że polskiej firmie brakuje certyfikatów. Dla Szwedów uzyskanie takiego certyfikatu było formalnością, dla firmy z Polski – trudną i kosztowną procedurą. W efekcie w kolejnym sezonie nie było już dla przedsiębiorcy zleceń. Ale przede wszystkim chodziło o to, że firmy, przyjeżdżające do Szwecji na sezon, na miejscu nie płaciły podatków. W rezultacie Postół musiał zamknąć swój biznes i tak samo postąpili jego znajomi działający w tej branży w Szwecji. Przedsiębiorca dodaje z żalem, że w Polsce szwedzcy inwestorzy są rozpieszczani i Polacy powinni być tak samo traktowani w Szwecji, ale o tym można sobie wyłącznie pomarzyć.
cały artykuł dostępny jest w wydaniu 1/2 (148/149) Styczeń/luty 2020
Tradycyjnie praca inżyniera kojarzy się z konstruowaniem i projektowaniem, a także wykonawstwem maszyn, urządzeń, mostów i budynków. I w zasadzie tym głównie inżynierowie powinni się zajmować w firmach inżynierskich, zakładach produkcyjnych i fabrykach. Ponadto, jest jednak wielka przestrzeń, gdzie inżynier może również, a nawet powinien wykazać się inwencją i kreatywnością. Przestrzeń ta to całe dalsze i bliższe otoczenie wspomnianej wcześniej podstawowej działalności inżynierskiej. Przemiany gospodarcze w naszym kraju spowodowały masową (w większości) likwidację istniejących wcześniej wzorów postępowania, procedur, schematów organizacyjnych i technologii. Nastąpiło rozerwanie łańcucha doświadczeń, które dzięki swojej powszechności były łatwo powielane z firmy do firmy. Dzisiaj owszem, powstają nowe zakłady produkcyjne, niekiedy od zera, ale często borykają się one z niedostatkiem wiedzy i brakiem tych właśnie wzorów postępowania i doświadczeń, które powodowałoby sprawne i płynne funkcjonowanie przedsiębiorstwa produkcyjnego.
Aleksander Łukomski
Przed kilkoma dekadami, kiedy było u nas jeszcze dużo polskich fabryk, nowo projektowana i powstająca fabryka miała jako wzorzec, narzucony przez projektantów, istniejącą już i prosperującą inną fabrykę, jeśli to było możliwe to z tej samej branży. Przejmowano z tej funkcjonującej fabryki wiele elementów organizacyjnych, które nie były (i nie mogły być) zawarte w projekcie technologicznym nowo powstającej fabryki. Były to więc szczegóły organizacyjne, w tym: wzory różnych pism, dokumentów, protokołów i ich obieg w przedsiębiorstwie, ich archiwizowanie, sposób przeprowadzania narad i zebrań, sposoby kontroli jakości i jej procedury, wynalazczość i wiele tym podobnych spraw (tego typu wiedzę można by podciągnąć pod pojęcie know-how). Dzisiaj trudno byłoby o taką współpracę: większość przedsiębiorców strzeże swoich procedur i rozwiązań, nieraz słusznie, ale czasem niekoniecznie. Z kolei fabryki z obcym kapitałem na pewno nie udostępnią swoich doświadczeń. I dlatego jest to pole do działania dodatkowego dla inżyniera, aby proponować w przedsiębiorstwie pewne działania, czy to organizacyjne, czy innowacyjne. Poniżej przedstawiono kilka obszarów dla tej dodatkowej działalności.
Dzisiejsze problemy w przedsiębiorstwach biorą się często z niedostatecznego wykształcenia technicznego pracowników, deficytu wiedzy potrzebnej w produkcji, wynikającego z braku odpowiedniego szkolnictwa zawodowego i średniego, braku procedur zdobywania wiedzy technicznej na drodze rzemieślniczej, np. zdobywania dyplomu mistrza. Stwarza to więc nowe problemy i potrzeby, jak np. edukacja techniczna pracowników niższego szczebla. Niektóre większe fabryki tworzą własne ośrodki szkoleniowe, gdzie w ciągu kilku tygodni można nabyć jakieś umiejętności w obsłudze maszyn lub spawaniu. Jednak absolwent takiego krótkiego kursu powinien być dalej dokształcany, można powiedzieć, że w trybie ciągłym. Jest tu więc duże pole do działania dla doświadczonych inżynierów w stworzeniu możliwości takiego dokształcania, czy to na terenie zakładu, czy też we współpracy z innymi zakładami. Można tu nawet powrócić do starych programów nauczania w szkolnictwie zawodowym, które w większej części nie straciły na aktualności. Niekiedy trzeba też dokształcać absolwentów politechnik, którzy (co zdarza się) mają problemy z rysunkiem technicznym lub częściami maszyn. Dobrze jak w przedsiębiorstwie są doświadczeni inżynierowie konstruktorzy i technolodzy, którzy chcą dzielić się swoją wiedzą z młodymi adeptami techniki.
cały artykuł dostępny jest w wydaniu 1/2 (148/149) Styczeń/luty 2020
Warsztatowym megatrendem jest dzisiaj klejenie poliolefin, a zwłaszcza polipropylenu. Polipropylen coraz częściej zastępuje zarówno poliwęglan, jak ABS, ze względu na jego znakomite właściwości mechaniczne, zestawiające się korzystnie z niskim kosztem surowcowym. Oczywiście głównym problemem przy produkcji części z polipropylenu jest jego niska energia powierzchniowa. Skutkuje to zarówno utrudnieniami w lakierowaniu, jak i łączeniu elementów za pomocą klejenia.
Marek Bernaciak
Wszyscy ojcowie znają problemy związane z połamaną zabawką dziecięcą. Tylko technolodzy znający się na tworzywach sztucznych szukają (będąc kierowanymi zawodowym zboczeniem) oznakowań surowcowych na detalu. Większość z nas jednak ma jednak kłopot z ustaleniem rodzaju materiału i ciągle (jestem o tym przekonany) próbują złączyć polipropylen za pomocą epoksydu lub kleju cyjanoakrylowego, zwanego najczęściej super glue. Nie daje to zadowalających efektów.
W praktyce warsztatowej rzadko stosujemy zaawansowane technologicznie metody, jak plazma atmosferyczna lub płomieniowanie. Aktywacja powierzchni polipropylenu jest bowiem procesem wymagającym automatyzacji lub wręcz robotyzacji. Parametrami technologicznymi jest zarówno odległość detalu od źródła plazmy, jak i prędkość przesuwania się detalu w strumieniu plazmy. Trzeba również dysponować źródłem plazmy, które jest nakładem charakterystycznym raczej dla produkcji seryjnej niż dla warsztatu naprawczego lub tym bardziej domowego. Jednak w produkcji seryjnej pokusa zastąpienia dotychczasowego surowca polipropylenem jest ogromna.
W przypadku klejenia aktywacja plazmą atmosferyczną ma dodatkową zaletę, ponieważ można tę operację wykonywać selektywnie, a na dodatek wstawić ją w istniejącą linię produkcyjną bez przedłużenia taktu procesu.
cały artykuł dostępny jest w wydaniu 1/2 (148/149) Styczeń/luty 2020
Strona 4 z 5
Specjalistyczny portal inżynierski dla osób zaangażowanych w tworzenie produktów – maszyn, urządzeń, mechanizmów, podzespołów, części, elementów itd. – od koncepcji do ostatecznego wykonania.