Wiertarkę kolumnową kupiłem około 15 lat temu. Byłem z niej zadowolony, choć dostrzegałem jej wady. Niemniej jednak, jako urządzenie przeznaczone do amatorskiego użytku zapewniło dobry stosunek jakości do ceny. Największą uciążliwością była, w mojej ocenie, niezbyt wygodna zmiana przełożeń przekładni pasowej. Wiertarka miała dwanaście prędkości obrotowych wrzeciona. Już samo otwarcie pokrywy przekładni rozwiązano niezbyt fortunnie. Pokrywa była zamykana wkrętem z łbem skrzydełkowym. Po wykręceniu wkrętu zawsze tak go sprytnie odkładałem, że nie mogłem go potem odnaleźć. Bez wkręcenia wkrętu pokrywa nieprzyjemnie hałasowała.
Pierwszą modyfikacją, którą wprowadziłem, była zamiana tego wkrętu na śrubę z nakrętka motylkową. Wymagało to wycięcia mało eleganckiego kanałka w pokrywie przekładni, ale rozwiązało problem. Teraz mogłem szybko otworzyć i zamknąć pokrywę nie zajmując się wykręcaniem, a potem poszukiwaniem wkrętu. Modyfikacja została przedstawiona na rysunkach 1 i 2.
Rys. 1
Rys. 2
Kolejnym problemem była niska moc silnika (450 W). Kiedy dokonywałem zmiany przełożenia, co przy niskich temperaturach w moim garażu było dość uciążliwe, brakowało mocy. We wspomnianych niskich temperaturach paski klinowe tężeją i start przy przełożeniach multiplikujących bywał trudny. Czasem wymagało to ręcznej pomocy. Ponadto, mechanizm przesuwu silnika elektrycznego został tak zaprojektowany, że nawet najbliższe położenie silnika względem korpusu maszyny nie zapewniało wystarczającego zluzowania pasków.
W moich pracach warsztatowych bardzo często wiercę pojedyncze otwory o różnych średnicach. Narastała we mnie chęć usprawnienia procesu zmiany przełożeń. Początkowo myślałem nawet o zakupie nowej wiertarki z wariatorem pasowym ale analiza ekonomiczna wykazała, że tańsza będzie modyfikacja istniejącej maszyny.
Cały artykuł dostępny jest w wydaniu marzec/kwiecień 3/4 (162/163) 2021