Etap ofertowy – to wtedy powstaje pierwszy pomysł statku i szacunek kosztów jego budowy. To ok. 20-30 rysunków/dokumentów i pierwszy plan przedsięwzięcia.
Etap kontraktowy – powstaje dokumentacja, która opisuje statek dokładniej. Podstawowe dokumenty tego etapu stanowią załącznik do kontraktu, definiują parametry kontraktowe, gwarantowane prze stocznię. To ok. 50-80 rysunków/dokumentów.
Etap projektu technicznego – dokumentacja opisująca statek dokładniej, podlegająca zatwierdzeniu przez armatora, towarzystwo klasyfikacyjne, władze bandery danego kraju, władze kanałów, itd. To ok. 200-300 rysunków/dokumentów.
Etap projektu roboczego – to zależnie od stoczni i typu statku, parę tysięcy rysunków, na podstawie których pracuje bezpośredni wykonawca.
I wreszcie etap dokumentacji zdawczej – to dokumentacja przedstawiająca statek tak, jak został zbudowany, z wszystkimi zmianami wprowadzonymi w trakcie budowy. Zakres tej dokumentacji na ogół odpowiada zakresowi dokumentacji projektu technicznego. Z tą dokumentacją statek odpływa ze stoczni.
– W latach 70-tych, kiedy zaczynał Pan swoją pracę, projektowanie wyglądało trochę inaczej Dziś, mając coraz doskonalsze narzędzia, pracuje się o wiele szybciej.
– Zasadnicza zmiana wiąże się oczywiście z powszechną komputeryzacją. To nie tylko obliczenia, ale również dostęp do informacji producentów urządzeń, czy komunikacja z całym światem, z komputera na biurku.
Kiedy zaczynałem pracę przemysł okrętowy miał jeden komputer, Eliott, ulokowany w ośrodku obliczeniowym Stoczni Gdańskiej. Zajmował spore klimatyzowane pomieszczenia, wymagał obsługi przez zespół techników. Nie pamiętam już mocy obliczeniowej ale jako ciekawostkę podam, że pamięć 4 MB, na taśmie magnetycznej, miał wielkości lodówki 250 l. Dane wprowadzało się na perforowanej taśmie papierowej, wynik na wydruku i taśmie papierowej. Stoczniowe biuro dysponowało kalkulatorami mechanicznymi, z napędem elektrycznym, wszystko to było mocno hałaśliwe. Potem pojawił się bułgarski kalkulator elektroniczny i wreszcie minikomputery, kolejno Compucorp, Hewlet Packard i Wang. Prawdziwe upowszechnienie komputerów w stoczni to początek lat 90. Komputer pojawił się wtedy na każdym biurku.
Co ciekawe, pracochłonność wykonywania samego projektu nie zmalała drastycznie wraz z wprowadzeniem komputerów – znacząco wzrosły bowiem wymagania dotyczące ilości wykonywanych obliczeń. Jednym z przykładów są obliczenia stateczności i niezatapialności statku uszkodzonego. Przepisy te weszły w życie w 1994 roku, wymagają obliczeń setek stanów awaryjnych. Bez komputera i specjalistycznego oprogramowania, jest to niemożliwe. Podobnie wygląda sytuacja z obliczeniami wytrzymałości.
Odrębnym tematem jest wprowadzanie zmian do dokumentacji – kiedyś to ciągłe poprawianie tuszem rysunków na kalce było zmorą. Teraz jest to bardzo proste.
Reasumując, cała dokumentacja jest teraz wykonywana w wersji elektronicznej. Elektronicznie jest też przesyłana do zatwierdzenia i elektronicznie jest zwracana z pieczątka zatwierdzającą. Elektroniczne jest również archiwum, zajmujące kiedyś w wersji papierowej + kalki, spore pomieszczenia.
Ważnym w projektowaniu elementem jest możliwość szybkiego przeanalizowania różnych wersji projektu, jego optymalizacji. Również standaryzacja węzłów konstrukcyjnych.
– Współczesny konstruktor, pracujący w biurze projektowym, działa w odpowiedzi na konkretne zlecenie. Na ile miał Pan w swojej pracy możliwość realizowania własnych pomysłów?
– Myślę, że najpierw należy odróżnić konstruktora od projektanta. Projektant tworzy jakąś koncepcję statku, projektanci różnych specjalności rozwijają twórczo tą koncepcję, każdy w swojej branży. Konstruktor rozwija to wszystko w rysunki wykonawcze, co nie oznacza, że nie pracuje twórczo. Projekt techniczny statku, z konieczności zawiera wiele uproszczeń, które trzeba uściślić na etapie projektu roboczego.
Na ile mogłem realizować swoje pomysły? To zależało od tego jak armator formułował założenia do projektu. Mogło to być np: „kontenerowiec 1500 TEU, 20 węzłów”, albo „statek taki jak..... ale szerszy szybszy, i 200 TEU więcej”. Czy wreszcie, jak w przypadku B201, krótka specyfikacja statku i szkic z ilością pokładów, usytuowaniem nadbudówki i siłowni, miejscami na ładunek kontenerów.
W każdym z tych przypadków projektowanie wygląda inaczej ale stworzenie z tych krótkich założeń paru tysięcy rysunków roboczych, a potem statku, to skomplikowane przedsięwzięcie. ...I wciąż dla mnie niezwykle pasjonujące.
– Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę Panu jeszcze wielu wyjątkowych konstrukcji.
Z panem Markiem Nowakiem, projektantem statków B201, rozmawiał Przemysław Zbierski
Dziękujemy Szczecińskiej Stoczni Nowa
za udostępnienie materiałów do zilustrowania niniejszego artykułu
fot. Marek Czasnojć, digital-seas.com, Marek Nowak, HSVA, Cezary Spigarski
artykuł pochodzi z wydania 6 (21) czerwiec 2009