To już sześćdziesiąty piaty raz świat motoryzacji spotyka się we Frankfurcie nad Menem. Trudno trochę uwierzyć w to jak stara jest motoryzacja. W Niemczech pierwszą ekspozycję samochodową zorganizowano już w 1897 roku. W hallu berlińskiego hotelu Bristol zaprezentowano publiczności aż osiem samochodów.
Ryszard Romanowski
Rocznicowe wspomnienia pozwoliły zdać sobie sprawę jak przemysł samochodowy jest powiązany z każdą zmianą gospodarczą i polityczną. Przekraczając progi tegorocznej ekspozycji wielu zadawało sobie pytanie czy którykolwiek z producentów odważy się wprowadzić coś naprawdę przełomowego w co najmniej szóstym roku recesji. Organizatorzy zapowiadali prawie sto sześćdziesiąt premier i kilkanaście samochodów koncepcyjnych. Już pobieżny spacer po halach pozwalał stwierdzić, że większość nowości to restylingi, niektóre bardzo głębokie, a nowych konceptów jest jak na lekarstwo.
Monza powraca
Znalazły się jednak fascynujące konstrukcje. Najciekawszy był chyba Opel Monza. Koncept z Russelsheim nie zdążył na pierwsze dwa dni prasowe. Dziennikarze krążyli wokół efektownego stoiska, na którym brakowało samochodu. Trzeba było zadowolić się oglądaniem restylizowanej Insigni i rajdowego Adama. Trudno ocenić czy była to tzw. przerwa dramatyczna czy opóźniły się prace. Trzeba było poczekać dwa dni, lecz okazało się, że warto. Zespól kierowany przez Marka Adamsa zbudował fascynującą konstrukcję. Osoby pamiętające model Monza produkowany na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nie kryły wzruszenia. Warto tylko przypomnieć, że Monza była ulubionym tzw. cywilnym autem Mariana Bublewicza. Samochód nie chciał się starzeć i jego linia z charakterystycznymi wycięciami na słupku potrafiła zachwycać jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Sześciocylindrowy silnik imponował osiągami i kulturą pracy. Wprowadzony po Monzy model Calibra wielu uznało za nieporozumienie.
Koncept nie zawiódł. Agresywna sylwetka z ciekawymi elementami stylistycznymi, które często nawiązywały do dawnego modelu podobały się chyba każdemu. Sylwetkę podkreślały unoszone drzwi, które nadawały bryle wygląd drapieżnego ptaka. Podczas prezentacji podkreślono, że nadwozie to wyznacza nową stylistykę marki i wiele elementów stylistycznych znajdzie się w przyszłych, seryjnych modelach samochodów. Można wierzyć Markowi Adamsowi bo z fascynującym w 2003 roku projektem Insignia stało się to samo. – To kolejny śmiały krok w kierunku przyszłości, z drugiej strony pokazujemy, że mamy opracowaną spójną stylistykę, której się trzymamy, dlatego klienci mogą nam zaufać – opowiadał Adams.
cały artykuł dostępny jest w wydaniu 10 (73) październik 2013